Newsy

Weronika Marczuk produkuje dokument o konflikcie na Ukrainie

2014-09-19  |  06:50

Weronika Marczuk jest współproducentką filmu, który ma pokazywać sytuację na Ukrainie w obliczu konfliktu z Rosją. Producentka jest prezesem Towarzystwa Przyjaciół Ukrainy i jak podkreśla, ten kraj jest szczególnie bliski jej sercu, bo tam wychowywała się i dorastała. Marczuk nie ukrywa, że zrobi wszystko, by dokument dotarł do widzów na całym świecie.

Teraz dużą część mojej pracy i serca zajmuje Ukraina. Trudno jest mi zajmować się projektami, które są oderwane od tego tematu albo jakieś wesołe. Film dokumentalny w reżyserii Andrzeja Czarneckiego to projekt, który łączy moje potrzeby duchowe i to, żeby wspierać Ukrainę, a przy tym jest fantastyczny merytorycznie – mówi agencji informacyjnej Newseria Lifestyle Weronika Marczuk, producentka filmowa.

Marczuk, która będzie współproducentką filmu, zdradza, że już trwają rozmowy zarówno z Telewizją Polską, jak i z telewizją ukraińską w sprawie jego emisji. Podkreśla, że najbardziej zależy jej na tym, by dokument powstał jak najszybciej i by udało się rzetelnie pokazać różne aspekty konfliktu na Ukrainie.

Jest to film, który ma pokazać bardzo ważną kwestię, to, że dzisiejsze wydarzenia nie są przypadkiem. Dokument, który jest oparty tylko na faktach, potrafi zrobić bardzo dużo dobrego z naszymi umysłami i sercami. Przede wszystkim chciałabym, żeby to dotarło nie tylko do nas, którzy się orientują, lecz także za granicę. Wiemy, że Europa śpi, świat śpi, Rosjanie też widzą to zupełnie inaczej – tłumaczy Weronika Marczuk.

Weronika Marczuk przyznaje, że jej kalendarz zawodowy pęka teraz w szwach. Poza przygotowaniami do realizacji dokumentu, jest producentem spektaklu tanecznego „I Move You”, a w planach jest już nowy projekt.

Jest szansa na nowy pomysł taneczny i też z Buffo, ale nie chcę na razie mówić o szczegółach. Nie w moim stylu jest chwalić się czymś, co jeszcze nie powstało. Jest jednak szansa na to, że powstanie coś zupełnie innego. – dodaje Weronika Marczuk.

Czytaj także

Kalendarium

Więcej ważnych informacji

Jedynka Newserii

Jedynka Newserii

Uroda

Adam Kszczot: Moja żona została mistrzynią świata w makijażu permanentnym. Trochę się też do tego przyczyniłem

W trakcie swojej kariery sportowej lekkoatleta specjalizujący się w biegu na 800 m odniósł wiele sukcesów i zdobył medale na najważniejszych międzynarodowych zawodach. Ale jak się okazuje, w domu nie jest  jedynym mistrzem. Jego żona bowiem również może się poszczycić tytułem mistrzyni świata, ale nie w sporcie. Renata Kszczot specjalizuje się w microbladingu, czyli metodzie makijażu permanentnego brwi. Olimpijczyk jest niezwykle dumny z osiągnięć partnerki, wspiera ją i stwarza jej przestrzeń potrzebną do rozwijania pasji. W zamian za to ona wprowadza go w tajniki swojej pracy.

Gwiazdy

Iga Baumgart-Witan: Mama nie pozwoliła mi na udział w programie „Mistrzowskie pojedynki”. Zdecydowałam się i już pierwszego dnia marzyłam, żeby wrócić do domu

Biegaczka nie ukrywa, że miała kilka momentów zwątpienia w kwestii swojego udziału w programie „Mistrzowskie pojedynki. Eternal Glory”. Po obejrzeniu zajawki zagranicznej edycji zrozumiała bowiem, jak wymagające mogą być konkurencje, i nie była do końca przekonana, czy sobie z nimi poradzi. Oliwy do ognia dolała jej mama, która absolutnie nie godziła się na ten wyjazd. Mimo wątpliwości Iga Baumgart-Witan postanowiła jednak stawić czoła trudnościom i zmierzyć się z wyczerpującymi wyzwaniami, ale jak zaznacza – nic za wszelką cenę.

Media

Iwona Guzowska: W programie „Mistrzowskie pojedynki" jest kilka osób stricte nastawionych na rywalizację. Chciały jak najwyżej zajść i szły po trupach do celu

Mistrzyni świata w kickboxingu z entuzjazmem wspomina swój udział w programie „Mistrzowskie pojedynki. Eternal Glory”, bo jak podkreśla, okazał się dla niej wyjątkowo cennym doświadczeniem. Realizując poszczególne zadania, sportowcy musieli bowiem stawić czoła nie tylko rywalom, ale i własnym ograniczeniom. Iwona Guzowska zdradza też, że niektórzy uczestnicy byli mocno zdeterminowani. Nie ukrywali, że przyjechali po to, żeby wygrać, i nie dawali sobie żadnej taryfy ulgowej.