Newsy

Joanna Racewicz: Do przemocy domowej dochodzi nie tylko w obskurnych kamienicach, ale także w pięknych rezydencjach. Katami nierzadko są mężczyźni znani z pierwszych stron gazet

2023-02-10  |  06:16

Dziennikarka zauważa, że sprawcy przemocy domowej potrafią doskonale się kamuflować. Natomiast pod płaszczykiem elegancji, uprzejmości i dobrych manier często kryją się kaci, którzy bez skrupułów wymierzają ciosy swoim partnerkom.  Brylują na salonach, a w zaciszu swoich domów są okrutni i bezwzględni. Przygotowując się do wydania książki „Sypiając z prezesem”, Joanna Racewicz rozmawiała z wieloma pokrzywdzonymi kobietami żyjącymi w „złotych klatkach” i ma świadomość, że nie jest łatwo wyrwać się z tak toksycznej relacji, zwłaszcza jeśli nie można liczyć na zrozumienie nawet wśród bliskich osób. Przekonała się też, że jeśli nikt nie wyciągnie do nich pomocnej dłoni, to same raczej nie znajdą w sobie siły i odwagi, by coś zmienić.

– „Sypiając z prezesem” to zbiór opowieści kobiet, które wyrwały się z przemocowych związków. To jest mój i Kiary Ulli – autorki tego pomysłu, która zaprosiła mnie do tego projektu – głos sprzeciwu wobec tego wszystkiego, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami, nie w czynszowych kamienicach, nie gdzieś na obrzeżach miast, nie w najbiedniejszych, obskurnych dzielnicach, ale wręcz przeciwnie – w pięknych, eleganckich willach, w tzw. dobrych domach, w bogatym i wytwornym otoczeniu – mówi agencji Newseria Lifestyle Joanna Racewicz.

Dziennikarka zauważa, że sprawcami przemocy domowej są nie tylko mężczyźni z marginesu, ale również ci, którzy cieszą się nienaganną opinią i nikt nie podejrzewałby ich o takie bestialskie zachowanie. Jedni są prezesami dużych firm, inni noszą prawnicze togi, lekarskie kitle bądź oficerskie mundury. Ich nazwiska widnieją na liście najbogatszych Polaków i na pierwszych stronach gazet. Uprzejmi i szarmanccy dżentelmeni, którzy całują w rękę i kłaniają się nisko na bankietach, a po powrocie do domu zdejmują maski pozorów, zamieniają się w tyranów i rozpętują prawdziwe piekło.

– To są opowieści dziewczyn, które zmagały się z okrutnymi partnerami. Okrutnymi na bardzo wielu polach, poprzez przemoc fizyczną, ekonomiczną, seksualną, emocjonalną, po tę bierną przemoc, której wciąż nie umiemy rozpoznawać. Bo trzeba pamiętać, że przemoc to wszystko to, co przekracza nasze granice, na co gdzieś w nas w środku nie ma zgody,  a być może często nie potrafimy po prostu powiedzieć „nie” – mówi.

Joanna Racewicz podkreśla, że rozmowy z pokrzywdzonymi kobietami wymagały od niej czegoś więcej niż tylko dziennikarskiego doświadczenia. W tym przypadku starała się więc po części być też psychologiem i terapeutą, który przełamie ich wewnętrzne blokady, okaże zrozumienie i skłoni do zwierzeń.

– To rzeczywiście niełatwe zadanie, bo można oczywiście zawsze powiedzieć, że trzeba być dziennikarką, chłodną, zdystansowaną, której zadaniem jest opisywanie rzeczywistości, a nie angażowanie się w nią i empatyczne współodczuwanie tego, co słyszy. Ale piekielnie trudno jest podzielić te dwie role. Szczególnie że wiele z moich bohaterek to moje dobre znajome, bo proszę mi wierzyć – przemoc naprawdę nie jest zjawiskiem marginalnym. Wystarczyło pojawić się na jakimś babskim spotkaniu i powiedzieć: słuchajcie, zbieram materiał, szukam bohaterek, jeśli ktoś zna. Proszę mi wierzyć, że kilka dziewczyn podnosiło ręce albo mówiło: ja znam kogoś, kto tego doświadcza – mówi.

Dziennikarka podkreśla, że wiele jej znajomych żyje w zamkniętym kręgu przemocy i okrucieństwa. Stać je na drogie zakupy i bajeczne podróże, zachwycają i emanują radością na zdjęciach umieszczanych na Instagramie, ale rzeczywistość jest zgoła inna. Cierpią, z zaciśniętymi ustami znoszą upokorzenia i kolejne ciosy, ale nie mają odwagi opowiedzieć o tym, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami luksusowych wilii.

– Bardzo bym chciała unikać słowa „ofiara”, bo ono niezwykle stygmatyzuje i sprawia, że zamykamy tę osobę w zaklętym kręgu niemożności. Nie wiem, czy to kwestia językowa, ale może lepiej brzmi: „osoba, która doświadcza przemocy” – wyjaśnia.

Joanna Racewicz z całego serca wspiera te kobiety, którym udało się wyrwać z sideł swoich katów i rozpocząć nowe życie. Motywuje więc i zachęca kolejne do tego, by spróbowały odmienić swój los, ale też ma świadomość, jak ważna jest obecność osób trzecich, które nie pozostaną obojętne na ich cierpienie.

– Nasze bohaterki potrafiły jakimś cudem wyrwać się z tego zaklętego kręgu, z tej złotej klatki, ale stało się to tylko dlatego, że przyszedł taki punkt graniczny, przeżycie, zjawisko, moment, w którym zrozumiały, że już ani kroku dalej, a poza tym miały się też kogo schwytać. Dlatego że ogromnie trudno jest wyzwolić się z tego zaklętego kręgu samodzielnie. Mówi się, że tonący brzytwy się chwyta, ale one nawet tej brzytwy obok siebie nie miały. Jeśli zjawi się ktoś, kto powie: słuchaj, jesteś w piekle, jesteś w matni, jeśli chcesz, ja ci pomogę, nie zrobię tego za ciebie, musisz to zrobić sama, ale zobacz – jestem i mogę ci służyć. Wtedy jest szansa, że te dziewczyny złapią się tej wyciągniętej na pomoc dłoni – mówi dziennikarka.

W książce „Sypiając z prezesem” nie brak wstrząsających wyznań i dramatycznych scen jak ze scenariusza okrutnego filmu.

– Jest taka scena, w której jedna z bohaterek leży w kałuży krwi skopana do nieprzytomności przez męża, jej dziewięcioletni synek stoi na schodach z dwuletnią siostrzyczką w ramionach i dzwoni po policję. Po chwili przyjeżdża policja, ale właściwie jest bezsilna, bo pani niestety nie chce złożyć zeznań, a nie chce ich złożyć dlatego, że chwilę wcześniej jej własny ojciec, który został zwabiony do jej domu niebieskimi światłami koguta na podjeździe, przyszedł i zapytał: coś ty Dorota zrobiła Darkowi, że tak cię skopał? To są takie momenty, w których człowiek zdaje sobie sprawę, że jest nieprawdopodobnie, bezbrzeżnie, nieskończenie samotny – mówi Joanna Racewicz.

Dziennikarka ma też świadomość tego, że znajdą się osoby, które po lekturze książki bądź patrząc na wszystko z boku, zbagatelizują problem. Jej jednak chodzi o to, by ta publikacja rozbiła mur bezsilności, obojętności, lekceważenia i pogardy.

– Chciałam uniknąć łatwych ocen, łatwego wartościowania i takich komentarzy czy argumentów: ja na jej miejscu dawno bym już wyszła, nigdy w życiu bym nie pozwoliła na takie traktowanie siebie, dawno bym spakowała walizkę i dzieci i wyjechała gdziekolwiek. Tylko że ktoś, kto tak mówi, nigdy nie był w tej sytuacji, nie sądźcie, żebyście nie byli sądzeni, to po pierwsze, bo to jest czasem syndrom sztokholmski, to jest czasem bezsilność i depresja, która sprawia, że człowiek nie jest w stanie nie tylko powiedzieć „nie”, ale też niczego zrobić. Więc ogromnie potrzebna jest pomoc dla takich kobiet – dodaje.

Czytaj także

Kalendarium

Więcej ważnych informacji

Jedynka Newserii

Jedynka Newserii

Media

Edyta Herbuś: Rozmawiałam z produkcją na temat mojej ewentualnej roli w „Tańcu z gwiazdami”. Wierzę, że stworzą taką, która będzie dla mnie inspirująca

Tancerka przyznaje, że kiedy dostała propozycję udziału w ostatniej edycji „Tańca z gwiazdami”, to choć miała apetyt na powrót do tej produkcji, po rozważeniu wszystkich za i przeciw jednak ją odrzuciła. Z jednej strony miała już inne zobowiązania zawodowe, a z drugiej – zależało jej na tym, by powrócić do show nie tylko w charakterze instruktorki, ale zaprezentować się widzom z nieco innej strony. Edyta Herbuś wierzy, że w przyszłości program przejdzie pewną metamorfozę i znajdzie się w nim rola skrojona właśnie dla niej. Nie ukrywa też, że ta edycja wyjątkowo przyciągnęła jej uwagę, bo skupiła bardzo charyzmatycznych uczestników.

Prawo

Sztuczna inteligencja coraz śmielej wkracza w produkcję muzyczną. Artyści i odbiorcy chcą jasnego oznaczania utworów generowanych przez takie narzędzia

Dziesięciokrotny wzrost przychodów rynku sztucznej inteligencji w tworzeniu muzyki przewidują analitycy w ciągu najbliższych 10 lat. Wokół tematu narasta coraz więcej kontrowersji, związanych m.in. z uczeniem się algorytmów na już skomponowanych dziełach czy wykorzystywania głosów wokalistów do tworzenia coverów śpiewanych przez SI. Jednocześnie ponad jedna trzecia muzyków przyznaje już, że wspierali się w swojej pracy sztuczną inteligencją. Artyści oczekują jednak jasno wytyczonych ram regulacyjnych dla tego typu narzędzi. Przede wszystkim miałyby one dotyczyć zgód na wykorzystanie własności intelektualnej i wyraźnego oznaczania muzyki komponowanej przez SI.

Handel

Po kiełbaski wege czy roślinne burgery sięga coraz więcej konsumentów. Branża roślinna będzie walczyć o utrzymanie takiego nazewnictwa

Kiełbasa bezmięsna, burger roślinny, parówka wegetariańska, stek vege – do takich nazw produktów wielu konsumentów zdążyło się przyzwyczaić i coraz chętniej po nie sięga. Pojawiają się jednak pomysły, by zakazać nazewnictwa charakterystycznego dla produktów mięsnych. Również w Polsce pojawiła się propozycja w tym zakresie ze strony poprzedniego składu resortu rolnictwa pod koniec ubiegłego roku. Zwolennicy uzasadniają ten pomysł ochroną interesów konsumenckich, ale badania pokazują, że tylko niewielki odsetek klientów pomylił produkt wegański i mięsny przy zakupie.