Mówi: | Małgorzata Socha |
Funkcja: | aktorka |
Małgorzata Socha: Praca na planie zdjęciowym kontynuacji „BrzydUli” była bardzo wyczerpująca. Przez pandemię towarzyszył nam ciągły stres, cieszymy się więc na finał
Lada moment padnie ostatni klaps na planie serialu „BrzydUla”. Aktorka zapewnia, że nie wie, jak potoczą się losy jej bohaterki, ale wierzy, że scenarzysta i tym razem zaskoczy, a jednocześnie usatysfakcjonuje widzów. Małgorzata Socha podsumowuje ostatnie dwa lata na planie kontynuacji serii i nie ukrywa, że był to bardzo wyczerpujący czas. Pandemia koronawirusa wielokrotnie weryfikowała plany producentów, a aktorzy musieli zmieniać grafiki zawodowe. I choć wszyscy zżyli się ze sobą, to jednak przyszedł już czas, by odpocząć od tego projektu.
– Myślę, że wszyscy nie możemy się doczekać wielkiego finału, ale przyznam szczerze, że do końca jeszcze nie wiemy, jak będzie on wyglądał. Nasz główny scenarzysta Piotrek Jasek pracuje tak, żeby widzowie byli usatysfakcjonowani, a jednocześnie zaskoczeni. Wszystko się dobrze skończy, ale zobaczmy, po czyjej myśli. „BrzydUla” wróciła do domów widzów po 12 latach, z czego my aktorzy oczywiście bardzo się cieszyliśmy. Myślę, że ta odsłona była bardzo zaskakująca – mówi agencji Newseria Lifestyle Małgorzata Socha.
Aktorka podkreśla, że z racji pandemii praca na planie nie była łatwa. Wszyscy musieli się dostosować do niecodziennych warunków i reżimu sanitarnego. Zdarzało się również tak, że z powodu choroby zdjęcia były na jakiś czas przerywane.
– Pracowaliśmy przez całą pandemię i nigdy do tej pory nie pracowałam w tak trudnych warunkach. Badania dla całej ekipy, praca w maseczkach, które aktorzy mogli zdjąć dopiero na planie, towarzyszył nam ciągły stres, niepewność, goniące terminy, kolejne zachorowania, obsuwające się dni zdjęciowe. A to jest jednak serial codzienny, gdzie trzeba mierzyć się z czasem i serial musiał być po prostu na czas dostarczony dla stacji, żeby go mogła pokazać w telewizji. To są takie rzeczy, z których widzowie nie zdają sobie sprawy, ale które są bardzo stresujące dla wszystkich tworzących dany projekt – mówi.
Małgorzata Socha podkreśla, że wszyscy czuli ciężar odpowiedzialności i przestrzegali dyscypliny tak, by maksymalnie wykorzystać codzienny grafik, a nawet mieć kilka ujęć na zapas.
– Wystartowaliśmy z początkiem pandemii i kończymy pod koniec pandemii, więc to jest pandemiczny serial. Warunki były trudne, a jednocześnie czuliśmy się tak, jakbyśmy pracowali w rodzinie, co też było bardzo wspierające. Każdy z nas wiedział, gdzie jakie akcenty są dla niego rozłożone, co ma robić i jak. Mimo to dla nas wszystkich jednak ten moment był dość wyczerpujący i myślę, że chyba wszyscy cieszymy się na to, żeby ten wielki finał już nadszedł – mówi.
Aktorka bardzo ceni sobie współpracę z tą ekipą. Zapewnia też, że wszyscy bardzo zżyli się ze sobą i miło im będzie spotkać się kiedyś przy innych wspólnych projektach.
– Przez ten czas bardzo dobrze się poznaliśmy, zaprzyjaźniliśmy. Po 12 latach naprawdę to była wielka przyjemność spotkać się z kolegami znowu na tym planie. Czujemy, że jesteśmy rodziną, to jest fajne i na pewno dla nas, dla aktorów, było to też bardziej komfortowe zadanie – mówi Małgorzata Socha.
W „BrzydUli” aktorka wciela się w rolę sekretarki Violetty Kubasińskiej, która zdobyła serca widzów swoimi charakterystycznymi stylizacjami i błyskotliwymi powiedzeniami. To jedna z najbarwniejszych postaci tego serialu. Zdjęcia do produkcji potrwają jeszcze kilka tygodni.
– Wiosna absolutnie jest pracowita, cały czas jesteśmy na planie „BrzydUli”, a jednocześnie kręcę 19. sezon „Przyjaciółek”. Jest bardzo dużo pracy, tak naprawdę bieganie pomiędzy planami, a jeszcze też zostaje życie, jakiś chociaż mały wycinek – dodaje Małgorzata Socha.
Czytaj także
- 2024-12-02: W ostatnich miesiącach coraz więcej Polaków sięga po jabłka. Konsumpcja tych owoców jednak z roku na rok spada [DEPESZA]
- 2024-12-05: Walka z globalnym wylesianiem przesunięta o rok. Rozporządzenie UE prawdopodobnie zacznie obowiązywać dopiero w grudniu 2025 roku
- 2024-11-08: Spadek sprzedaży detalicznej może się okazać tymczasowy. Konsumenci dalej są skłonni do dużych zakupów
- 2024-11-04: Resort rolnictwa chce uporządkować kwestię dzierżawy rolniczej. Dzierżawcy mają zyskać dostęp do unijnych dopłat
- 2024-11-19: Rozwój rolnictwa kluczowy dla przetrwania Ukrainy. Odpowiada ono za ponad 60 proc. dochodów z eksportu
- 2024-11-07: Eksport produktów spożywczych z Polski spowalnia. Producentom coraz trudniej konkurować niższą ceną
- 2024-11-04: Polski rynek roślinny rozwija się wolniej niż na Zachodzie. Kraje z największą konsumpcją mamy szansę dogonić za kilkanaście lat
- 2024-11-25: Futra z negatywnym wpływem na środowisko na każdym etapie produkcji. Wiąże się z 400-krotnie większym zużyciem wody niż poliestru
- 2024-10-29: Technologia wirtualnych bliźniaków rewolucjonizuje produkcję w firmach. Pomaga im też ograniczać ślad węglowy produktów
- 2024-11-13: Dekarbonizacja jest wyzwaniem dla firm przemysłowych. Wymaga zmian w całym łańcuchu dostaw
Kalendarium
Więcej ważnych informacji
Jedynka Newserii
Jedynka Newserii
Farmacja
Antybiotykooporność coraz poważniejszym problemem. Wyizolowane ze śliny peptydy mogą się sprawdzić w walce z bakteriami wielolekoopornymi
Poszukiwanie alternatyw dla antybiotykoterapii nabiera coraz większego tempa. Duże nadzieje, zwłaszcza w kontekście szczepów wielolekoopornych, naukowcy wiążą z bakteriocynami i bakteriofagami. Badacz z Uniwersytetu Wrocławskiego prowadzi prace nad bakteriocyną, będącą peptydem izolowanym z ludzkiej śliny. Za swoje badania otrzymał Złoty Medal Chemii. Tymczasem problem antybiotykooporności może wynikać w dużej mierze z niewiedzy. Z Eurobarometru wynika, że tylko połowa Europejczyków zdaje sobie sprawę, że antybiotyki nie są skuteczne w walce z wirusami.