Nowy czy używany? Przede wszystkim bezpieczny
Gdzie spędzić tegoroczny urlop? Czy warto rezerwować zagraniczne wakacje, gdy nie wiadomo, kiedy dokładnie świat zwalczy pandemię? Trzeba liczyć się z tym, że ceny w hotelach, kwaterach i pensjonatach pójdą w górę i nigdy nie ma pewności, że miejsce pokazane w folderze czy w Internecie będzie odzwierciedleniem obiecanego luksusu i świętego spokoju. Czy jest jakaś alternatywa? Jest. To dom na kołach, czyli kamper.
W zeszłym roku rynek kamperów urósł w Polsce prawie o połowę. Gwałtowny wzrost popularności caravaningu wynikał z tego, że wiele obleganych form i miejsc wypoczynku było niedostępnych dla turystów. Ci, którzy zdecydowali się na podróż kamperem i odkrywanie pięknych, polskich zakamarków na pewno zyskali niepowtarzalne wakacje. W tym roku takich turystów będzie zdecydowanie więcej.
– W obecnej sytuacji najważniejsze przede wszystkim jest bezpieczeństwo i swoboda przemieszczania się. Posiadając kamper, można nie przejmować się koniecznością zachowania dystansu od innych osób. Dodatkowo nie trzeba tracić czasu i energii na pakowanie i noszenie bagaży. W takim aucie wszystkie potrzebne rzeczy ma się zawsze pod ręką, a na terenie samej Polski fani tego typu podróżowania mają do dyspozycji aż 450 kempingów, na których mogą zatrzymać swój pojazd. Dodatkowo na niektórych stacjach paliw są wyznaczone specjalne miejsca dla podróżujących kamperami – mówi Sebastian Pućkowski, prezes firmy Kameleon Transport z Białegostoku, która rocznie sprowadza kilkaset aut z USA, w tym również kampery.
Według danych Instytutu Badań Rynku Motoryzacyjnego SAMAR w ciągu niepełnych III kwartałów (od stycznia do sierpnia) ub. r. w Polsce zarejestrowano aż 708 kamperów, co oznacza wzrost o 24,4 proc. r/r. Co więcej, w ciągu ośmiu miesięcy Polacy kupili więcej kamperów niż w całym 2019 roku (662).
Kampery przystosowane są do długiej jazdy, spania, gotowania i przebywania w środku w różnych warunkach. W większości przypadków kierowcą kampera może być każdy posiadający prawo jazdy kategorii B.
– Decydując się na zakup nowego kampera, trzeba być przygotowanym na wydatek od ok. 190-230 tys. zł. Górny próg cenowy zależy od fantazji kupującego – na rynku można znaleźć kampery za nawet 500 tys. zł. Z niższymi cenami spotkamy się, szukając używanych wozów kempingowych – takie można znaleźć już za ok. 60 tys. zł. Jeszcze niższe ceny dotyczą przyczep kempingowych – mówi Sebastian Pućkowski.
Kameleon sprowadza auta zza oceanu od 12 lat. Ma więc duże rozeznanie rynku i widzi, że od dekady nie odnotował on żadnego spadku. Wręcz przeciwnie. Potwierdzają to statystyki. Według badań Carfax Europe z sierpnia 2020 roku, po polskich drogach jeździ już blisko 235 tys. pojazdów sprowadzonych z USA.
Dlaczego Polacy sprowadzają samochody, w tym również kampery, z innych kontynentów?
– Przyczyna jest bardzo prosta: na aukcji w USA można kupić naprawdę dobre auto, ze świetnym wyposażeniem za dużo niższą cenę niż w Polsce czy Europie, o 20 - 30 proc. Nawet po doliczeniu kwoty transportu, naprawy i cła jest to opłacalne – wyjaśnia prezes Kameleon Transport.
Decydując się na sprowadzenie kampera z zagranicy, nie warto tego robić na własną rękę. Nie wszystko co na internetowej stronie błyszczy się i świeci, jest takie w realu. Kupujący poza ceną muszą wziąć pod uwagę bardzo wiele zmiennych. Na przykład skąd auto jest sprawdzane. Każdy z 48 stanów USA ma inne prawo dotyczące dokumentacji rejestracyjnych i eksportu. Dłuższą trasę musi pokonać kontenerowiec z Honolulu na Hawajach niż z Nowego Jorku.
– Spory odsetek samochodów z USA, które pojawiają się na licytacjach ma tzw. “certificate of destruction”, co wedle amerykańskich przepisów oznacza, że nadają się tylko na szrot. Numer VIN jest usuwany ze wszystkich systemów. Jeśli ktoś kupi takie auto, nie będzie mógł go w Polsce zarejestrować. Inne pułapki jakie czyhają na kupców to samochód leasingowany albo na którym jest zastaw bankowy – ostrzega przedstawiciel Kameleon Transport.
Z roku na rok powstaje coraz więcej firm zajmujących się sprowadzaniem aut z Ameryki, co oznacza, że jest zainteresowanie nimi. Kameleon rocznie sprowadza około tysiąca pojazdów – osobowych i ciężarowych, a także motocykle, łodzie i quady. Radzi, aby zwracać uwagę na doświadczenie pośrednika, któremu chce się zlecić zakup samochodu, aby potem koszty naprawy i dostosowania pojazdu do polskich norm nie przekroczyły zakładanego budżetu.

Rejestracja samochodów za granicą. Czy to się nadal opłaca? Kto może skorzystać?

Rower wodorowy odporny na mrozy - alternatywa na zimowe trasy

Uber przekazał kierowczyni Mustanga - finał konkursu Uber Dreams
Kalendarium
Więcej ważnych informacji
Jedynka Newserii

Jedynka Newserii

Moda

Klaudia Zioberczyk: Doszłam już do takiego momentu, że jak wchodzę do sklepu, to mówię: wcale tego nie potrzebuję. Teraz stawiam na jakość, a nie na ilość
Modelka zdaje sobie sprawę z tego, że trzeba być bardzo ostrożnym, by nie dać się nabrać na różne sztuczki marketingowe, nie ulegać czarowi wyprzedaży i promocji, a zamiast tego kompletować swoją garderobę z ponadczasowych zestawów, które będzie można wykorzystać na różne okazje. Klaudia Zioberczyk uważa, że greenwashing, czyli wywoływanie u konsumentów poszukujących towarów eko mylnego wrażenia, że oferowany produkt taki właśnie jest, to nieuczciwa praktyka. Temu zjawisku postanowiła więc dokładnie się przyjrzeć w swojej pracy magisterskiej.
Konsument
Możliwość zakupu online może zachęcić kolejne grupy Polaków do ubezpieczeń zdrowotnych. Dziś korzysta z nich już prawie 5,5 mln osób

Polska jest jednym z liderów Europy w obszarze cyfryzacji sektora usług medycznych. Świadczą o tym m.in. popularność elektronicznych narzędzi zapewniających dostęp do danych zdrowotnych, e-recept czy wirtualna diagnostyka. Polacy są też otwarci na innowacje w zakresie ubezpieczeń zdrowotnych, z których korzysta już blisko 5,5 mln osób. Za pomocą nowej cyfrowej platformy Medicover chce zachęcić klientów do samodzielnej konfiguracji i zakupu polis online.
Żywienie
Wiktor Dyduła: Praca w charakterze kelnera jest bardzo ciężka fizycznie i psychicznie. Dlatego trzeba dawać napiwki, bo nawet 5 zł może zrobić komuś dzień

Zanim usłyszała o nim cała Polska, Wiktor Dyduła zarabiał między innymi jako animator zabaw dla dzieci, kelner i uliczny grajek. Każde zajęcie miało swoje plusy i minusy, ale jego najbardziej cieszyło to, że dzięki nim może poznawać ciekawych ludzi. Wokalista podkreśla, że ma duży szacunek do pieniądza i prawie zawsze daje też napiwki, bo wie, że to najlepsza forma docenienia pracy tych, którzy nas obsługują w kawiarni czy restauracji.