Ordynator oddziału covidowego: „Leczymy nie tylko ciała, ale też dusze"
- Brak fizycznego kontaktu z rodziną, brak możliwości opuszczenia oddziału, widok ludzi walczących o każdy oddech, śmierć zaglądająca w oczy niemal każdemu – pobyt na oddziale covidowym to traumatyczne przeżycie dla personelu i pacjentów. Takie wypowiedzi jak premiera o prywatnej służbie zdrowia, wiatru w skrzydła nie dodają, a tego wiatru tak nam wszystkim teraz potrzeba – mówi dr Radosław Kręcki, dyrektor Oddziału Kardiologii w Kutnie, należącego do Grupy Scanmed.
Oddział kardiologii, którym pan kieruje, w listopadzie 2020 roku został przekształcony w oddział covidowy, a konkretnie w odział obserwacyjno-zakaźny II stopnia referencyjności. Czy ta nagła zmiana profilu była trudna?
Dr hab. n. med. Radosław Kręcki, ordynator Oddziału Kardiologii w Kutnie: - Gotowość do przekształcenia oddziału w dedykowany do leczenia pacjentów z potwierdzoną infekcją SARS-CoV2 zgłosiliśmy w drugiej, wznoszącej fali pandemii tj. w drugiej połowie października 2020 roku. Była to dla nas bardzo trudna decyzja – z jednej strony musieliśmy wstrzymać wszelką planową diagnostykę kardiologiczną naszych pacjentów, przeorganizować w trybie pilnym strukturę naszego oddziału. Z drugiej nie mogliśmy stać obojętnie, co potwierdzało rosnące zapotrzebowanie na łóżka „covidowe”, apele władz, czy niespodziewana decyzja Urzędu Wojewódzkiego o przekształceniu całego Szpitala w Kutnie w Szpital Zakaźny. Decyzję Ministerstwa Zdrowia, o przekształceniu oddział w oddział obserwacyjno-zakaźny otrzymaliśmy 9 listopada 2020 roku, gotowi byliśmy dwa dni później.
Dzięki temu, że w Szpitalu w Kutnie mamy komfortowe zaplecze lokalowe, doposażyliśmy nasz 19- łóżkowy oddział w 6 łóżek intensywnego nadzoru kardiologicznego. Tym samym zapewniamy możliwość niesienia pomocy pacjentom z Kutna i okolic znajdujących się w stanie zagrożenia życia. Mam tu na myśli zawały serca lub inne postacie niestabilności wieńcowej, także u pacjentów z realnym podejrzeniem infekcji SARS-CoV2. Do połowy marca 2021 przyjęliśmy do oddziału „covidowego” 115 pacjentów z potwierdzoną infekcją SARS-CoV2. Przeważają pacjenci z bardzo liczną współchorobowością, seniorzy, w większości powyżej 80. roku życia.
Jak pana zespół radzi sobie z tą trwającą już kilka miesięcy sytuacją, która nie tylko wymaga szczególnych procedur postępowania, ale przede wszystkim ogromnego wysiłku?
Przede wszystkim chciałbym zwrócić uwagę na fakt skrajnego wyczerpania naszego zespołu, zarówno fizycznego jak i psychicznego. Opieka nad pacjentami z potwierdzoną infekcją SARS-CoV2 jest diametralnie odmienna od tej, do której przywykliśmy. Bardzo ograniczony kontakt z chorym, brak terapii o jednoznacznym, udokumentowanym profilu skuteczności, wysoki odsetek śmiertelności – wszystko to sprawia, że nasza kondycja psychiczna jest poważnie nadszarpnięta. Niemal codziennie rozmawiam ze swoim zespołem i wspólnie szukamy rozwiązań na rozładowanie atmosfery. Ze względów sanitarno-epidemilogicznych podzieliłem swój zespół na dwie ekipy rotujące się w systemie cotygodniowym. Jako ordynator jestem pod ogromnym wrażeniem pełnego zaangażowania zarówno zespołu lekarskiego jak i pielęgniarskiego, techników radiologii, personelu niższego szczebla. Obecnie, kiedy już wszyscy jesteśmy zaszczepieni, małymi krokami wycofujemy się z takiej organizacji pracy – mimo swoich walorów natury epidemiologicznej, wiązała się z potęgowaniem problemu przeciążenia zespołu.
Wiele osób zwraca uwagę, że COVID-19 sprawił, iż inne choroby odeszły na drugi plan. Państwo zajmują się szczególną grupą pacjentów, której leczenia nie można przesuwać na później. Czy udało wam się jakoś rozwiązać ten problem?
Jako główny cel w pierwszej fazie swojej działalności diagnostyczno-leczniczej pacjentów z podejrzeniem lub potwierdzeniem infekcji postawiliśmy sobie zapewnienie opieki kardiologicznej w regionie dla pacjentów w stanach zagrożenia życia. W tym celu przygotowaliśmy dodatkowo 6 łóżek intensywnego nadzoru kardiologicznego i wysłaliśmy sygnał do służb medycznych o gotowości do przyjmowania pacjentów bez potwierdzenia infekcji, ale z diagnozą ostrego zespołu wieńcowego. Bardzo szybko przekonaliśmy się, ku memu wielkiemu zaskoczeniu, jak trafna była ta strategia. Przez blisko 5 miesięcy pracy w odmienionych warunkach przyjęliśmy ponad 120 pacjentów z zawałami serca! W przebiegu dalszej diagnostyki tylko bardzo niewielka część okazała się zakażona wirusem SARS-CoV2 i wymagała przeniesienia do oddziału „covidowego”. Tak sprawne leczenie tych pacjentów nie byłoby możliwe, gdyby nie bliska współpraca z zaprzyjaźnionymi zespołami lekarskimi oddziałów internistycznych w Łęczycy i Łowiczu – mimo ogromnego deficytu właśnie takich łóżek w regionie, zawsze spotykaliśmy się z życzliwością z ich strony, za co pragnę w tym miejscu bardzo podziękować.
Walka o życie pacjentów z zakażeniem koronawirusem to konieczność zderzenia się z wieloma dramatycznymi historiami. Izolacja, utrudniony kontakt to trudna sytuacja nie tylko dla zespołu medycznego, ale i pacjentów. Jak ich wspieracie?
Pragnę zwrócić uwagę na niezwykle ważny aspekt i specyfikę oddziału – to skrajnie traumatyczne przeżycie nie tylko dla personelu, ale równie dla pacjentów. Pobyty w szpitalu są z reguły bardzo długie, średnio ok. 2 tygodni, ale zdarzają się pacjenci z licznymi powikłaniami poinfekcyjnymi, których leczyliśmy blisko miesiąc! Brak fizycznego kontaktu z rodziną, brak możliwości opuszczenia oddziału, widok pacjentów walczących o każdy oddech, śmierć zaglądająca w oczy niemal każdemu – wszystko to sprawia że w oddziale covidowym panuje bardzo przygnębiająca atmosfera. Rozgrywają się tam ogromne dramaty ludzkie. W zeszłym tygodniu hospitalizowaliśmy bardzo zżyte ze sobą małżeństwo z blisko 50-letnim stażem. Stan mężczyzny uległ gwałtownemu pogorszeniu, wymagał zaintubowania i podłączenia do respiratora. Po przekazaniu na OIT po 3 dniach zmarł – nie chcę nawet sobie wyobrażać co w tych momentach i obecnie czuje jego żona, która w dobrej kondycji fizycznej opuściła nasz oddział. Jako zespół medyczny (lekarsko – pielęgniarski) staramy się i jesteśmy zmuszeni leczyć nie tylko ciała, ale i dusze.
Czasami jednak niestety nie znajdujemy zrozumienia i wsparcia ze strony rodzin naszych pacjentów. Często nalegam na przyspieszenie wypisu pacjentów nie wymagających terapii tlenem, tak aby ten pewnie bardzo mozolny okres rekonwalescencji przebiegał już w domu, wśród najbliższych. Wiem, że niektóre rodziny mają o to do nas żal. Brakuje dialogu, za co przepraszam. Zdaje sobie sprawę, że u niektórych osób z mojego zespołu narasta frustracja, przemęczenie. Uczymy się z tym sobie radzić.
Jak pana zespół odebrał niedawne słowa premiera o zbyt małym zaangażowaniu prywatnej służby zdrowia w niesienie pomocy pacjentom z COVID-19?
Z poczuciem ogromnej krzywdy i niesprawiedliwości. Osobiście staram się o tym nie myśleć. Z pewnością takie wypowiedzi wiatru w skrzydła nie dodają, a tego wiatru tak nam wszystkim teraz potrzeba! Mimo wszystko patrzę na przyszłość z optymizmem, liczę że za chwilkę wejdziemy w zstępującą fazę trzeciej fali pandemii co pozwoli mi niezwłocznie podjąć starania o zakończenie leczenia pacjentów z COVID-19.
Dr hab. n. med. Radosław Kręcki jest dyrektorem departamentu kardiologii Grupy Scanmed oraz ordynatorem Oddziału Kardiologii w Kutnie. To specjalista chorób wewnętrznych oraz kardiologii. W 2009 r. uzyskał tytuł doktora nauk medycznych, a w 2013 r. doktora habilitowanego nauk medycznych w dziedzinie kardiologii. Posiada prestiżowy tytuł FESC przyznawany w ramach przynależności do Europejskiego Towarzystwa Kardiologicznego. Jest członkiem klubu 30 PTK, Oddziału Łódzkiego Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego (w kadencji 2017-2019 zasiadał w Zarządzie Towarzystwa). Główne zainteresowania zawodowe to kardiologia interwencyjna oraz niewydolność serca. Jest autorem lub współautorem ponad 40 publikacji w renomowanych czasopismach kardiologicznych polskich i zagranicznych.
Prezbiopia – zaburzenie widzenia, które dotyka niemal każdego
Podaruj zdrowy sen swoim bliskim – wybierz materac na prezent
Na zdrowe gardło – NOWOŚĆ w linii herbatek Zioła Mnicha
Kalendarium
Więcej ważnych informacji
Jedynka Newserii
Jedynka Newserii
Muzyka
Wiktor Dyduła: Znam osoby w branży muzycznej wypalone z powodu nadmiaru pracy. To, co kiedyś sprawiało im przyjemność, teraz jest zawodowym obowiązkiem
Artysta promuje obecnie swój najnowszy singiel zatytułowany „Szybkie tempo” i właśnie z taką prędkością od trzech lat podbija polski rynek muzyczny. Piosenkarz zdaje sobie jednak sprawę z tego, jakie wyzwania narzuca życie w ciągłym biegu, dlatego on sam, mimo że prężnie rozwija swoją karierę i czerpie ogromną radość ze śpiewania, od czasu do czasu zatrzymuje się i patrzy na to, co robi z innej perspektywy, by złapać tak potrzebny dystans. Wiktor Dyduła przyznaje bowiem, że w branży muzycznej nie brakuje osób, które skarżą się na zbyt duże obciążenie psychiczne i wypalenie zawodowe.