Kiedy władza zastępuje sąd, nikt nie może czuć się bezpieczny…
Agencja Face It
ul. Bagatela 10 lok. 31
00-585 Warszawa
m.polawska|agencjafaceit.pl| |m.polawska|agencjafaceit.pl
+22 241 12 36
https://agencjafaceit.pl/
W połowie 1934 roku powstał obóz w Berezie Kartuskiej, do którego władze kierowały według własnego uznania, bez śledztwa i wyroku, osoby uznane za potencjalne zagrożenie dla systemu. Nikt nie był bezpieczny. O dowolnej porze dnia i nocy, każdy obywatel Polski mógł zostać aresztowany i bez podania powodu pozbawiony wolności na trzy miesiące – choć w praktyce okres ten mógł być wydłużany w nieskończoność. Za murami nie obowiązywało żadne prawo. Więźniowie byli torturowani fizycznie i psychicznie, zdarzały się wypadki zakopywania żywcem w odchodach, a także śmierci w wyniku pobicia pałkami. Ekstremalne ćwiczenia i wykonywane prace doprowadzały czasem do samobójstw, a już niemal zawsze do trwałej utraty zdrowia nawet najmłodszych i najsilniejszych… A wszystko to powstało i funkcjonowało jako twór władzy sanacyjnej i uwielbianego przez Polaków właściwie do dzisiaj Józefa Piłsudskiego…
Więcej na ten temat w najnowszej książce Wojciecha Lady pt. „Bereza” od Skarpy Warszawskiej!
„Bereza bezsprzecznie była mordownią” – przyznał ówczesny Komendant Główny Policji Państwowej, gen. Kordian Zamorski. Obóz działał przez pięć lat i z każdym rokiem reżim tylko się zaostrzał, na co największy wpływ miał nadzorujący jego funkcjonowanie Wacław Kostek-Biernacki. „W Polsce matki straszą mną dzieci” – mówił bez choćby cienia wstydu. „Chorobliwy sadysta” – ocenił go krótko Stanisław Cat-Mackiewicz, który odczuł to na własnej skórze. Podobnie jak około trzech tysięcy innych Polaków, Żydów, Ukraińców, Białorusinów i Niemców, którzy przewinęli się przez Berezę…
Miejsce tortur i upadku moralności
Wieżyczki strażnicze, zasieki z drutu kolczastego, numery naszyte na plecach… Nawet gołym okiem Bereza Kartuska była dokładnie tym, na co wyglądała. Miejscem odosobnienia, obozem odosobnienia, obozem izolacyjnym. Kwestie nazewnicze reguluje dziś prawo i mamy pod tym względem spore ograniczenia, choć zarówno ówcześni, jak i współcześni autorzy opisują często Berezę wprost jako obóz koncentracyjny… Ale to tylko nazwa. Ważne, że w połowie roku 1934 polskie władze stworzyły instytucję, w której mogły zamknąć dosłownie każdego obywatela, bez udowodnienia mu jakiejkolwiek winy, bez śledztwa i procesu, bez możliwości obrony. W ciągu pięciu przedwojennych lat, o dowolnej porze dnia lub nocy, w drzwiach każdego mieszkania mógł pojawić się policjant i po prostu zabrać każdą osobę do Berezy – teoretycznie na trzy miesiące, w praktyce czas ten mógł być wydłużany w nieskończoność. Bez podania powodu.
Wewnątrz prawo wyznaczała wyłącznie policja. Więźniowie byli pozbawiani snu, jedzenia, opieki lekarskiej, a nawet możliwości wypróżniania; zmuszani do poniżających prac lub wielogodzinnych ćwiczeń fizycznych daleko przekraczających możliwości nawet najmłodszego, najzdrowszego i najsilniejszego mężczyzny. Bicie pałkami należało do codziennej rutyny, a zdarzały się przypadki zakopywania żywcem. Także w odchodach.
„Nie mogę sobie przypomnieć wielu nazwisk współtowarzyszy, gdyż okupacyjne przeżycia w Buchenwaldzie i w Oświęcimiu wyeliminowały wspomnienia z Berezy, chociaż często wspominałem, że w Berezie jednak czasem było gorzej” – mówił z goryczą jeden z osadzonych, Leon Stasiak.
Sanacja – rządy, na które czekała Polska?
Zgodę na stworzenie obozu w Berezie Kartuskiej wydał Józef Piłsudski, jego pomysłodawcą był premier Leon Kozłowski, ale na jego charakter najbardziej wpłynął ówczesny wojewoda poleski Wacław Kostek-Biernacki – jedna z najmroczniejszych postaci okresu międzywojennego nieprzypadkowo od czasów legionowych nosząca przydomek „Kostek Wieszatiel”. Mimo powszechnej krytyki żaden z kolejnych rządów nie zdecydował się na zamknięcie obozu. Szczęściem w nieszczęściu było to, że powstał tylko jeden. W wywiadach prasowych Leon Kozłowski używał bowiem liczby mnogiej – premier miał więc zdaje się rozleglejsze plany w tej kwestii. Policjanci spełniali swoje role dosłownie do samego końca. Jeszcze 17 września 1939 roku, jak co dzień, na więźniów spadały pałki i byli zmuszani do morderczych ćwiczeń w błocie. Funkcjonariusze uciekli tej samej nocy, pozostawiając osadzonych w celach. Dla reszty Polski niekoniecznie, ale dla więźniów Berezy wejście Rosjan naprawdę oznaczało wyzwolenie…
„Bereza” – nowa książka uznanego autora i historyka Wojciecha Lady
W 1934 roku „dzięki” projektowi Kozłowskiego, artykułowanie jakiejkolwiek krytyki pod adresem władz stawało się już naprawdę bardzo ryzykowne. Dość jasno wyrazili się wówczas w tej kwestii redaktorzy związanej z władzą „Gazety Polskiej”:
„Wiemy natomiast, co musi być w Polsce, bo my tak chcemy. Musi być porządek. Musi być powaga i będzie. Obozy koncentracyjne? Tak. (…) Jeśli są ludzie nierozumiejący rządzenia w rękawiczkach – będą mieli sposobność przekonać się, że potrafimy rządzić bez rękawiczek”…
O takiej Polsce i takiej władzy postanowił swoją najnowszą książkę napisać Wojciech Lada, historyk i szanowany autor wielu artykułów i książek historycznych. W swojej pracy udowadnia, że mimo pozornego braku milczenia w tym temacie, w dalszym ciągu społeczeństwo zmaga się z tabu, którym jest rozmawianie na temat mrocznych rozdziałów naszej historii, kiedy to „brat zabijał brata” z zimną krwią i bez zastanowienia…
„Książki Lady zawsze wypełniały białe plamy w polskiej historii. Białe, choć często bardzo mroczne” – odnotowano w jednej z recenzji. Nie inaczej jest w przypadku „Berezy”, opisującej najmroczniejszy epizod polskiej historii dwudziestolecia i jeden z najbardziej krępujących w całych dziejach Polski.
Książkę znajdziesz tutaj -> https://inbook.pl/bereza,id263790.html
Wojciech Lada - dziennikarz, historyk, autor setek artykułów historycznych, oraz takich książek jak m.in.: „Polscy terroryści”, „Bandyci z Armii Krajowej”, „Pożytki z katorgi”, czy „Mali tułacze”. „Książki Lady zawsze wypełniały białe plamy w polskiej historii. Białe, choć często bardzo mroczne” – odnotowano w jednej z recenzji. Nie inaczej jest w przypadku „Berezy”, opisującej najmroczniejszy epizod polskiej historii dwudziestolecia i jeden z najbardziej krępujących w całych dziejach Polski.
„Powstanie Bohaterów” – wyjątkowa książka 9-letniej Ali i jej taty
O agresji w książkach Young Adult - rzeczywistość czy przesada?
Młode głosy. Co by było, gdyby nie Wattpad? - debata Czwórki i Big Book Cafe
Kalendarium
Więcej ważnych informacji
Jedynka Newserii
Jedynka Newserii
Muzyka
Luna: Status materialny moich rodziców przeszkadza mi w karierze. Przestaję postrzegać siebie jako niezależną artystkę, tylko córkę bogaczy
Wokalistka podkreśla, że ścieżka jej kariery i sukcesy w branży muzycznej budzą wiele emocji, również ze względu na to, czym zajmują się jej rodzice. Jest ona bowiem córką milionera Andrzeja Wielgomasa, założyciela i właściciela firmy Dawtona. Jednak jak zaznacza, to, że pochodzi z zamożnego domu, nie ułatwia jej życia, a wręcz jest swoistym balastem. Luna ma świadomość tego, że w opinii niektórych ludzi wszystko, co ma i co osiągnęła, zawdzięcza tylko bogatym rodzicom.
Konsument
Kobiety podchodzą ostrożne do pracowniczych planów kapitałowych. Większość z nich traktuje PPK jako poduszkę finansową
Z ponad 3,6 mln uczestników pracowniczych planów kapitałowych (PPK) 48 proc. stanowią kobiety – wynika z danych PFR Portal PPK. Zdaniem ekspertów podchodzą one bardzo ostrożnie do tego typu programów i starają się uzupełniać wiedzę na temat działania mechanizmów finansowych. Większość z nich traktuje PPK jako poduszkę finansową, ale coraz więcej osób widzi w nich instrument inwestycyjny.
Media
Maciej Rock: Nie mam ulubionego gatunku muzyki ani wykonawcy. Zetknięcie się z artystami wykonującymi muzykę rockową, mroczną czy disco polo jest niezwykle fascynujące
Prezenter tłumaczy, że rolą prowadzących „Must Be the Music” jest między innymi wspieranie i motywowanie uczestników programu, którzy stresują się przed wejściem na scenę. Wartością dodaną jest natomiast dla niego to, że może poznać artystów, którzy grają niezwykle różnorodną muzykę, i bywa tak, że jakieś wykonanie bądź utwór dosłownie „wbija go w fotel”. Maciej Rock zapewnia, że nie zamyka się na żaden gatunek. Często jakieś nietuzinkowe utwory odkrywa dzięki rekomendacjom znajomych.