Newsy

Sylwia Gliwa: Na wypadek wojny mam przygotowaną piwnicę i ksero najważniejszych dokumentów potrzebnych do wyjazdu z Polski

2022-03-22  |  06:22

Aktorka przyznaje, że zrobiła wszystko, co mogła, by przygotować się do ewentualnej inwazji rosyjskiej na Polskę. Swoją piwnicę zamieniła już na schron, w którym zgromadziła żywność i najpotrzebniejsze rzeczy. Na wszelki wypadek ma też kserokopię ważnych dokumentów, bo jej zdaniem w razie niebezpieczeństwa najlepszym wyjściem będzie ucieczka do innego kraju. Sylwia Gliwa uważa też, że w tej trudnej sytuacji rodzice powinni stanąć na wysokości zadania i nie pozwolić na to, aby lęk przeszedł na najmłodszych.

W czasie gdy tuż za naszą granicą toczy się wojna, każdy czuje strach i bezradność. Aktorka najbardziej obawia się tego, że konflikt zbrojny z Ukrainy może się przenieść do Polski.

– Myślę, że my wszyscy przez bliskość tego horroru doświadczamy panicznego lęku. Polacy są w bardzo trudnej sytuacji. Mam wokół siebie wiele znajomych kobiet, które otwarcie mówią o tym, że w razie czego piwnice mają już przygotowane. Ja sama też uszczelniłam wszystkie dziury w ścianach piwnicy, zniosłam wodę, jedzenie, ciepłe kołdry, koce, latarkę, radio na baterie, żeby po prostu to wszystko mieć pod ręką – mówi agencji Newseria Lifestyle Sylwia Gliwa.

Aktorka jest przygotowana na każdą ewentualność i ma już w głowie plan B. W razie zagrożenia życia nie wyklucza też wyjazdu z Polski.

– Myślę, że wyjazd będzie nieunikniony. Każdy zastanawia się tylko, kiedy nastąpi ten moment, kiedy będzie ta czerwona lampka, bo pod granicą ukraińską stały czołgi i nikt nie wierzył, a to już była przecież czerwona lampka. Ja już zrobiłam ksero wszystkich dokumentów, aktów notarialnych, paszportów, żeby to po prostu w pewnym momencie, kiedy trzeba będzie, oby nie trzeba było, żeby to złapać i iść – mówi Sylwia Gliwa.

Mimo że aktorka niepokoi się o to, co będzie jutro, to jednak robi wszystko, by te negatywne emocje nie udzieliły się również jej 10-letniem synowi. Dlatego też na wszystkie sposoby go uspokaja i daje mu poczucie bezpieczeństwa.

– Syna staram się trzymać jak najbardziej z daleka od obrazów i informacji z Ukrainy. Oczywiście opowiedziałam mu o tym, co się dzieje, powiedziałam mu, że jesteśmy w tym razem i że nic nam się nie stanie, bo jesteśmy w NATO. Opowiedziałam mu, co to jest NATO i że ma się absolutnie niczego nie bać, bo ma rodziców, którzy o niego zadbają i że wszystko jest dobrze, że jesteśmy chronieni – mówi.  

Aktorka stara się też ograniczać synowi dramatyczne informacje, jakie płyną do nas zza wschodniej granicy.

– Kiedy Aleksander jest w domu, nie pozwalam nikomu włączać telewizora z wiadomościami, nie słucham radia informacyjnego. I staram się nie używać w domu słowa „wojna”, tzn. nie używam w zasadzie – mówi Sylwia Gliwa.

Aby się odstresować, oczyścić umysł z negatywnych emocji i choć na chwilę zapomnieć o tym, co się dzieje w Ukrainie i jakie to może mieć konsekwencje dla naszego kraju, aktorka sporo czasu poświęca na aktywność fizyczną.

– Podjęłam decyzję ostatnimi czasy, bo endorfiny, serotonina jak nigdy są mi bardzo potrzebne do tego, żeby przetrwać w zdrowiu psychicznym i się nie rozpaść, że jedynym antidotum na to szaleństwo, które zgotował nam ten psychopata, to jest po prostu ćwiczenie. Więc chodzę trzy razy w tygodniu znowu, ćwiczę i po prostu nabijam hantlami dobry nastrój – mówi aktorka.

Czytaj także

Kalendarium

Więcej ważnych informacji

Jedynka Newserii

Jedynka Newserii

Nowe technologie

Gwiazdy

Tomasz Tylicki: Moje psy raz mieszkają u mnie, raz u moich rodziców. Tak sobie po prostu wędrują i jest im dobrze

Prezenter podkreśla, że szczególne miejsce w jego sercu zajmują dwa pupile: Lola i Kiko, ale teraz więcej czasu psiaki spędzają u jego rodziców, bo liczne obowiązki rodzinne i zawodowe nie pozwalają mu na to, by poświęcił im tyle uwagi, ile potrzebują. Tomasz Tylicki zapewnia jednak, że gdy synek trochę podrośnie, a on zrealizuje pewien życiowy plan, to w przyszłości znajdzie sposób na to, aby czworonogi były z nimi na stałe.

Handel

Lekarze apelują o uregulowanie rynku saszetek z nikotyną. Na ich szkodliwe działanie narażona jest głównie młodzież

Saszetki z nikotyną są dostępne na rynku od kilku lat, ale nadal nie ma żadnych unijnych ani krajowych regulacji dotyczących ich oznakowania, reklamy czy sprzedaży. To powoduje, że tzw. pouches są bardzo łatwo dostępne, bez większych problemów można je kupić nawet przez internet, co przekłada się na ich rosnącą popularność, także wśród dzieci i młodzieży. Eksperci apelują o pilne uregulowanie tego rynku.