Mówi: | prof. Henryk Skarżyński, dyrektor Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu Irena Santor, jurorka festiwalu „Ślimakowe Rytmy” Grzegorz Wilk, juror festiwalu „Ślimakowe Rytmy” Daria Władzińska, uczestniczka festiwalu „Ślimakowe Rytmy” |
Dzięki osiągnięciom medycyny i technologii osoby niesłyszące tworzą muzykę. Uzdolnione muzycznie osoby z niedosłuchem wystąpiły na międzynarodowym festiwalu
Polscy lekarze w ostatnich latach poczynili znaczne postępy w leczeniu zaburzeń słuchu. Dziesiątki operacji wykonywanych codziennie przywracają słuch osobom niesłyszącym. Osiągnięcia medycyny i technologii pozwalają im nawet tworzyć i wykonywać muzykę. To właśnie miał pokazać festiwal „Ślimakowe Rytmy”, którego druga edycja przyciągnęła kilkudziesięciu uczestników z całego świata.
– Przez pryzmat muzyki pokazujemy jedno z największych osiągnięć nauki i medycyny. Pokazujemy, że coś, co kiedyś pozwoliło komuś ledwie słyszeć, mieć poczucie dźwięku, dziś pozwala słyszeć, mówić, posługiwać się kilkoma językami, a nawet rozwijać swoje artystyczne pasje, i to w wersji zarówno amatorskiej, jak i profesjonalnej – mówi agencji Newseria prof. Henryk Skarżyński, dyrektor Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu.
Festiwal „Ślimakowe Rytmy” zainicjowany przez prof. Skarżyńskiego odbył się na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie. Już po raz drugi w jednym miejscu zgromadzono głuchych i niedosłyszących artystów z całego świata, którzy udowadniają, że po wszczepieniu implantu słuchowego nie tylko można się bez problemów porozumiewać, lecz także z powodzeniem śpiewać, grać i komponować muzykę. W tym roku wpłynęło około 150 zgłoszeń z całego świata.
– Festiwal zatacza coraz szersze kręgi, wzrasta grono naszych ambasadorów, którzy wracają do swoich krajów na różnych kontynentach, mówią o tym, co zastali w Warszawie, jak zostali uhonorowani. Czują się niezwykle dowartościowani, są autentycznymi ambasadorami tej idei – mówi prof. Henryk Skarżyński.
Główną ideą festiwalu jest zmiana postrzegania osób niesłyszących jako osoby niepełnosprawne oraz promowanie uzdolnień muzycznych osób z niedosłuchem.
– Uczestnicy pokazują, że słyszą, że uczestniczą w świecie dźwięku, który był im nieznany albo mało znany. Tutaj nie chodzi o to, żeby otrzymywać noty, ale żeby pokazać, że dzięki implantom te osoby mają dostęp do innego świata – przyznaje Irena Santor, jurorka festiwalu „Ślimakowe rytmy”.
Jurorzy zgodnie twierdzą, że osoby, które występowały już podczas przesłuchań, kompletnie nie odbiegały od poziomu zawodowego. Poziom przekazu, emocje artystów, czyli pasja i miłość do muzyki, dotarły do publiczności i dostarczyły wielu wzruszeń.
– Ci ludzie są bardzo zdeterminowani, żeby grać, to jest dla nich miłość, sens życia, ich wielka pasja. Byłem jurorem także podczas pierwszego festiwalu i zauważam zdecydowaną tendencję zwyżkową – mówi Grzegorz Wilk, wokalista i juror festiwalu. – Mamy nadzieję, że technologia, dość szybko idąca do przodu, pozwoli na to, że ludzie niesłyszący będą tworzyli muzykę i będą grali bez ranienia uszu słuchaczy.
Do Polski przyjechało 32 uczestników z Ekwadoru, Chin, Kazachstanu, Ukrainy, Stanów Zjednoczonych, Kanady, Włoch i Hiszpanii. Do finałowego koncertu zakwalifikowało się 10 artystów – z Chin, Rosji, Kanady, Włoch, Kazachstanu i Polski, którzy wystąpili na koncercie laureatów.
– Beethoven udowodnił, że można nie słyszeć i komponować, jeżeli się wcześniej słyszało, ale wyartykułować z siebie dźwięk, śpiewać profesjonalnie, znakomicie i wyższe dźwięki, w wyższej skali, tak jak chociażby przedstawicielka Kazachstanu, to mi bardzo zaimponowało – przyznaje Irena Santor.
Polskę podczas koncertu reprezentowała grająca na skrzypcach 14-letnia Daria Władzińska.
– Implant mam od kilku lat. Po operacji, jak wszystko się zagoiło, po prostu dostałam implant, włożyłam go tak jak się zakłada okulary przeciwsłoneczne w słoneczny dzień. Przez ten czas przywykłam do tego, że muszę wykonać pewne czynności, żeby ten aparat zadziałał. Są też pewne ograniczenia. Muszę uważać np. na WF czy podczas deszczu, żeby implant się nie zniszczył – mówi Daria. – Festiwal to bardzo ciekawe przeżycie. Jednocześnie można podszkolić sobie języki. Na scenie jest ogromny stres, kiedy czujesz, że kilkaset par oczu się na ciebie patrzy, ale wtedy można sobie wyobrazić, że jest tu tylko osoba mi bliska i wtedy stres mija.
Wydarzenie honorowym patronatem objęła małżonka Prezydenta RP Agata Kornhauser-Duda.
Czytaj także
- 2024-11-18: Maciej Rock: „Must Be the Music” to jeden z moich ulubionych programów. Szczególnie wspominam Korę
- 2024-12-06: Dawid Kwiatkowski: Nie nazwałbym się jurorem pobłażliwym, ale też nie jestem surowym oceniającym. Moje decyzje są sprawiedliwe i żadnej z nich nie żałuję
- 2024-11-28: Dawid Kwiatkowski: Uczestnicy „Must Be the Music” starają się zaczepiać nas na korytarzach. Ja uciekam, bo przed castingiem nie chcę wchodzić w żadne relacje
- 2024-11-25: Sebastian Karpiel-Bułecka: Jurorowanie to nie jest proste zadanie, ale bardzo mnie to rajcuje. Staram się być sprawiedliwy, szczery i rzetelny
- 2024-12-12: Sebastian Karpiel-Bułecka: Z zawodu jestem architektem, a muzyka to jest moja pasja. Nie byłem spięty, żeby za wszelką cenę zrobić wielką karierę
- 2024-11-21: Miuosh: Czegoś takiego jak w studiu „Must Be the Music” jeszcze nie przeżyłem. To jest inny świat, to jest rozmach
- 2024-12-03: Miuosh: Nie zawsze wygrywający muzyczne talent show robią potem dobre rzeczy. Często ci, którzy nie zaszli w nich daleko, są na scenie latami
- 2024-11-15: Alicja Węgorzewska: W Warszawskiej Operze Kameralnej sięgamy po rzadkie i trudne dzieła sprzed wieków. Chcemy zaprezentować widzom najwyższy kunszt
- 2024-10-17: Krzysztof Skórzyński: Wkrótce planuję co najmniej dwa nowe single. Jeżeli moja muzyka nie znajdzie słuchaczy, to nie będę miał do nikogo pretensji
- 2024-04-05: Sprzedaż nagrań muzycznych rośnie w tempie prawie 20-proc. Streaming motorem napędowym, ale do łask wracają nośniki sprzed lat
Kalendarium
Więcej ważnych informacji
Jedynka Newserii
Jedynka Newserii
Muzyka
Wiktor Dyduła: Znam osoby w branży muzycznej wypalone z powodu nadmiaru pracy. To, co kiedyś sprawiało im przyjemność, teraz jest zawodowym obowiązkiem
Artysta promuje obecnie swój najnowszy singiel zatytułowany „Szybkie tempo” i właśnie z taką prędkością od trzech lat podbija polski rynek muzyczny. Piosenkarz zdaje sobie jednak sprawę z tego, jakie wyzwania narzuca życie w ciągłym biegu, dlatego on sam, mimo że prężnie rozwija swoją karierę i czerpie ogromną radość ze śpiewania, od czasu do czasu zatrzymuje się i patrzy na to, co robi z innej perspektywy, by złapać tak potrzebny dystans. Wiktor Dyduła przyznaje bowiem, że w branży muzycznej nie brakuje osób, które skarżą się na zbyt duże obciążenie psychiczne i wypalenie zawodowe.