Z Toyota Racing Series do F1, czyli jak to robią w Nowej Zelandii
Nowozelandzka Toyota Racing Series wychowała czterech kierowców, którzy w 2020 roku będą ścigać się w F1. W czym tkwi sekret cyklu organizowanego przez Toyota Gazoo Racing New Zealand?
Formuła 1 to absolutny szczyt motorsportu. Zająć jedno z 20 miejsc w autach topowej serii wyścigowej świata jest marzeniem każdego adepta kartingu. Dostają się nieliczni, bo droga do F1 wymaga wielu wyrzeczeń, wysokich umiejętności, ale też sporych nakładów finansowych. Trzeba też jeździć na odpowiednim poziomie w cyklach sygnowanych przez FIA, by zebrać wymaganą liczbę punktów do Superlicencji (40). Spełnić wszystkie kryteria udaje się niewielu.
W Nowej Zelandii na początku XXI wieku stworzono inkubator, który ma wychować kolejnego kierowcę F1 z tego kraju. Od 2005 roku pod egidą Toyota Gazoo Racing organizowany jest cykl wspierający rozwój młodych kierowców. Nowozelandczycy są też otwarci na zawodników z innych krajów - wystarczy zapłacić wpisowe w wysokości 200 tys. dolarów nowozelandzkich i można bić się o tytuł. Pięć weekendów na pięciu nowozelandzkich torach, 15 wyścigów, a od 2019 roku można zdobywać punkty do Superlicencji wymaganej w F1 - to kusi młodocianych wyścigowców.
Idealny trening zimowy
Sukces serii opiera się na dwóch czynnikach - zawody organizowane są między styczniem a lutym, gdy w innych cyklach trwa zimowa przerwa między sezonami, więc Toyota Racing Series jest odpowiednim polem do treningów w świecie realnym. Choć coraz większą rolę w przygotowaniu do ścigania odgrywają symulatory i ich zalet nie można już nie doceniać, to każda minuta na torze i do tego w rywalizacji z innymi kierowcami jest bezcenna. W sezonie Toyota Racing Series zawodnicy spędzają około 20 godzin na torze i pokonują trzy tysiące kilometrów. Do tego, kierowcy nabieraj obycia w wyścigowym świecie, uczą się współpracy z inżynierami, mają swoje pierwsze kontakty z mediami.
Drugi atut serii to wyścigówka. Toyota Racing Series korzysta z przygotowanego przez firmę Tatuus monokoku, który jest zgodny z regulacjami w FIA F3, czyli serii towarzyszącej Formule 1. To też świetna okazja treningowa dla zawodniczek W Series, która korzysta z niemal identycznych bolidów przygotowanych przez Tatuusa. Jedyną różnicę w stosunku do globalnych serii stanowi silnik. W Nowej Zelandii to jednostka napędowa Toyoty - dwulitrowy motor z turbodoładowaniem o oznaczeniu 8AR-FTS osiąga 270 KM mocy maksymalnej. Wszystkie samochody są w identycznej specyfikacji, co gwarantuje bardzo wyrównaną rywalizację, w której decydujące są umiejętności kierowcy.
Z Toyoty do F1. Czy to się naprawdę udaje?
Aż 15 zawodników z przeszłością w Toyota Racing Series trafiło do Formuły 1 w roli kierowców wyścigowych bądź testowych. To ewidentny dowód na to, że rywalizacja w Nowej Zelandii na pewno nie szkodzi.
W sezonie 2020 aż czterech kierowców F1 to zawodnicy z doświadczeniami z Toyota Racing Series. Lance Stroll wygrał nowozelandzki cykl w 2015 roku, a teraz zacznie swój czwarty sezon w F1, a drugi w barwach Racing Point. Lando Norris, triumfator Toyota Racing Series z sezonu 2016, pojedzie znów w barwach McLarena, z którym był czwarty w klasyfikacji konstruktorów w 2019 roku. W F1 mamy jeszcze Daniiła Kwiata (Alpha Tauri) oraz Nicholasa Latifiego (Williams).
Kierowcy z przeszłością w Toyota Racing Series radzą sobie także w innych cyklach wyścigowych. Brendon Hartley, który był przez chwilę w F1, osiągał sukcesy w Le Mans 24h i wyścigach długodystansowych (także z Toyotą), a Nick Cassidy rywalizuje w japońskiej serii Super Formula oraz w Super GT, Mitch Evans i Alex Lynn ścigali się w Formule E, a prawie 10 kierowców dostało angaż w zespołach z mistrzostw świata w wyścigach długodystansowych.
Dodatkowo, od 2020 roku Toyota Racing Series zawarło porozumienie z programem Road to Indy, który ma ułatwić drogę uczestnikom nowozelandzkiego cyklu do prestiżowej amerykańskiej serii IndyCar.

Bieganie zimą? Marka Montis proponuje latarkę czołową

Świąteczna niespodzianka od siatkarek KSG Warszawa

Siatkarki KSG Warszawa wprowadziły sportową energię do warszawskich szkół
Kalendarium
Więcej ważnych informacji
Jedynka Newserii

Jedynka Newserii

Moda

Klaudia Zioberczyk: Doszłam już do takiego momentu, że jak wchodzę do sklepu, to mówię: wcale tego nie potrzebuję. Teraz stawiam na jakość, a nie na ilość
Modelka zdaje sobie sprawę z tego, że trzeba być bardzo ostrożnym, by nie dać się nabrać na różne sztuczki marketingowe, nie ulegać czarowi wyprzedaży i promocji, a zamiast tego kompletować swoją garderobę z ponadczasowych zestawów, które będzie można wykorzystać na różne okazje. Klaudia Zioberczyk uważa, że greenwashing, czyli wywoływanie u konsumentów poszukujących towarów eko mylnego wrażenia, że oferowany produkt taki właśnie jest, to nieuczciwa praktyka. Temu zjawisku postanowiła więc dokładnie się przyjrzeć w swojej pracy magisterskiej.
Konsument
Możliwość zakupu online może zachęcić kolejne grupy Polaków do ubezpieczeń zdrowotnych. Dziś korzysta z nich już prawie 5,5 mln osób

Polska jest jednym z liderów Europy w obszarze cyfryzacji sektora usług medycznych. Świadczą o tym m.in. popularność elektronicznych narzędzi zapewniających dostęp do danych zdrowotnych, e-recept czy wirtualna diagnostyka. Polacy są też otwarci na innowacje w zakresie ubezpieczeń zdrowotnych, z których korzysta już blisko 5,5 mln osób. Za pomocą nowej cyfrowej platformy Medicover chce zachęcić klientów do samodzielnej konfiguracji i zakupu polis online.
Żywienie
Wiktor Dyduła: Praca w charakterze kelnera jest bardzo ciężka fizycznie i psychicznie. Dlatego trzeba dawać napiwki, bo nawet 5 zł może zrobić komuś dzień

Zanim usłyszała o nim cała Polska, Wiktor Dyduła zarabiał między innymi jako animator zabaw dla dzieci, kelner i uliczny grajek. Każde zajęcie miało swoje plusy i minusy, ale jego najbardziej cieszyło to, że dzięki nim może poznawać ciekawych ludzi. Wokalista podkreśla, że ma duży szacunek do pieniądza i prawie zawsze daje też napiwki, bo wie, że to najlepsza forma docenienia pracy tych, którzy nas obsługują w kawiarni czy restauracji.