Newsy

Polacy przekonują się do jedzenia sprzedawanego z food trucków

2014-10-03  |  06:00

Food trucki, czyli samochody dostawcze przerobione na mobilną gastronomię, stają się w Polsce coraz popularniejsze. Przybywa właścicieli ciężarówek nie tylko z burgerami, frytkami i kiełbaskami, lecz także z daniami dietetycznymi oraz wegetariańskimi.

Moda na food trucki przywędrowała do nas mniej więcej dwa lata temu ze Stanów Zjednoczonych – tam są one najbardziej popularne. Na przykład w Nowym Jorku jest obecnie ponad tysiąc food trucków. W Warszawie jest około 30-40 i cały czas ich liczba rośnie. W food truckach jedzenie jest bardzo zróżnicowane są nie tylko burgery i frytki. Każdy klient jest wymagający i oczekuje dobrego produktu – mówi Jakub Kordek, właściciel Retro Diner, w rozmowie z agencją informacyjną Newseria Lifestyle.

W menu food trucków można znaleźć dania wpisujące się w nurt slow food, czyli żywności bez sztucznych dodatków, kolorowej, pachnącej, przygotowywanej powoli, ze świeżych produktów, często według regionalnych przepisów.

Ludzie w Polsce zaczynają coraz bardziej rozumieć ten nurt. Moda na slow food opiera się na tym, że restauracje i bary wykorzystują świeże, dobre produkty, często regionalne, do stworzenia z nich czegoś fajnego, jak na przykład burgera, kanapki czy pierożków. Wielu robi same frytki – tłumaczy Jakub Kordek.

W food truckach najczęściej sprzedawane są burgery, zapiekanki, hot-dogi i makarony. Nie brakuje również dań meksykańskich, wegetariańskich oraz dietetycznych. Jedzenie z ciężarówek cieszy się dużym powodzeniem w weekendy, zwłaszcza w godzinach wieczornych. W ciągu dnia klienci korzystają z mobilnych jadłodajni najczęściej w porze śniadaniowej i obiadowej.

Najwięcej burgerów Polacy jedzą podczas przerw obiadowych w pracy, a także kiedy wracają do domu, czyli po godzinie 17.00 lub 18.00 i oczywiście w nocy. Uważam, że menu w food truckach i barach slow foodowych nie powinno bardzo rozbudowane, tak by mogłoby być dobre jakościowo, jak w najlepszych knajpach i restauracjach – mówi właściciel food trucka.

Najwięcej ciężarówek z jedzeniem jest w Warszawie, ale są również w Gdańsku, Krakowie, Poznaniu i we Wrocławiu. Pojawiają się przy ruchliwych ulicach w centrach miast, przed klubami oraz na imprezach plenerowych, m.in. na gdyńskim Open’erze.

Czytaj także

Kalendarium

Więcej ważnych informacji

Jedynka Newserii

Jedynka Newserii

Uroda

Adam Kszczot: Moja żona została mistrzynią świata w makijażu permanentnym. Trochę się też do tego przyczyniłem

W trakcie swojej kariery sportowej lekkoatleta specjalizujący się w biegu na 800 m odniósł wiele sukcesów i zdobył medale na najważniejszych międzynarodowych zawodach. Ale jak się okazuje, w domu nie jest  jedynym mistrzem. Jego żona bowiem również może się poszczycić tytułem mistrzyni świata, ale nie w sporcie. Renata Kszczot specjalizuje się w microbladingu, czyli metodzie makijażu permanentnego brwi. Olimpijczyk jest niezwykle dumny z osiągnięć partnerki, wspiera ją i stwarza jej przestrzeń potrzebną do rozwijania pasji. W zamian za to ona wprowadza go w tajniki swojej pracy.

Gwiazdy

Iga Baumgart-Witan: Mama nie pozwoliła mi na udział w programie „Mistrzowskie pojedynki”. Zdecydowałam się i już pierwszego dnia marzyłam, żeby wrócić do domu

Biegaczka nie ukrywa, że miała kilka momentów zwątpienia w kwestii swojego udziału w programie „Mistrzowskie pojedynki. Eternal Glory”. Po obejrzeniu zajawki zagranicznej edycji zrozumiała bowiem, jak wymagające mogą być konkurencje, i nie była do końca przekonana, czy sobie z nimi poradzi. Oliwy do ognia dolała jej mama, która absolutnie nie godziła się na ten wyjazd. Mimo wątpliwości Iga Baumgart-Witan postanowiła jednak stawić czoła trudnościom i zmierzyć się z wyczerpującymi wyzwaniami, ale jak zaznacza – nic za wszelką cenę.

Media

Iwona Guzowska: W programie „Mistrzowskie pojedynki" jest kilka osób stricte nastawionych na rywalizację. Chciały jak najwyżej zajść i szły po trupach do celu

Mistrzyni świata w kickboxingu z entuzjazmem wspomina swój udział w programie „Mistrzowskie pojedynki. Eternal Glory”, bo jak podkreśla, okazał się dla niej wyjątkowo cennym doświadczeniem. Realizując poszczególne zadania, sportowcy musieli bowiem stawić czoła nie tylko rywalom, ale i własnym ograniczeniom. Iwona Guzowska zdradza też, że niektórzy uczestnicy byli mocno zdeterminowani. Nie ukrywali, że przyjechali po to, żeby wygrać, i nie dawali sobie żadnej taryfy ulgowej.