Mówi: | Ian Rooth |
Funkcja: | wokalista |
Polak w finale międzynarodowego talent show „Aim2Fame”
Znany z „The Voice of Poland” Ian Rooth spełnia marzenia o międzynarodowej karierze. Polak znalazł się w pierwszej dziesiątce finalistów ogólnoświatowego talent show „Aim2Fame”. Stawką w konkursie jest ośmiotygodniowy kurs pod okiem najlepszych światowych vocal coachów oraz uczestnictwo w międzynarodowym zespole popowym. Do 20 kwietnia trwa głosowanie internautów, które wyłoni uczestników kolejnego etapu show.
Formuła programu „Aim2Fame” różni się od większości telewizyjnych talent show. Ma charakter międzynarodowy, w przesłuchaniach mógł wziąć udział każdy, kto przesłał swoje nagranie lub zdołał dojechać na jeden z trzech castingów. Odbyły się one w Los Angeles, Walencji i Warszawie. Spośród 2 tys. kandydatów wybrano 200, którzy przeszli do następnego etapu. Podczas castingu Ian Rooth (właśc. Michał Korzeniowski) zaprezentował piosenkę Rihanny „Diamonds” w wersji akustycznej. Wokalista przyznaje, że casting był dla niego stresującym wydarzeniem, także ze względu na fakt, że był wówczas pochłonięty innym projektem muzycznym.
– Stwierdziłem po trzech latach przerwy od „The Voice of Poland”, że jest to dobry okres, żeby spróbować swoich sił właśnie na rynku międzynarodowym, żeby reprezentować nasz kraj. Udałem się na casting. Wchodzę tam i okazuje się, że produkcja z Los Angeles, produkcja z Hiszpanii, nagle trzeba mówić po angielsku, ja zestresowany. I jeszcze na telefonie z drugiej strony przyjaciółka dzwoniąca: „To jest Twoja szansa, spróbuj, to jest ostatni raz, kiedy możesz to zrobić” – relacjonuje Ian Rooth w rozmowie z agencją informacyjną Newseria Lifestyle.
Ian Rooth i znana polskiej publiczności z serialu „M jak miłość” Iga Krefft znaleźli się w pierwszej dziesiątce. Teraz rywalizują z innymi uczestnikami talent show o liczbę głosów i jak największą liczbę wyświetleń ich castingowych przesłuchań w serwisie YouTube. Wyłoniona w drodze głosowania najlepsza dwudziestka wokalistów wyjedzie na ośmiotygodniowy kurs do Walencji w Hiszpanii. Tam będą się szkolić pod okiem takich sław, jak Jaquel Knight, choreografa Rihanny i Beyonce, oraz nauczycieli śpiewu Celine Dion i Whitney Houston. Kurs będzie miał charakter reality show nadawanego w serwisie YouTube. Głosowanie trwa do 20 kwietnia. Ian Rooth ma nadzieję, że polska publiczność pomoże mu przejść do kolejnego etapu.
– Wszystko rozgrywa się o głosy widzów i głosy publiczności, polskiej też, ponieważ narodowości powinny się wspierać w takich chwilach. I nie ukrywam, że liczymy na to bardzo mocno. Jest nas 18 osób z Polski, ja obecnie jestem w dziesiątce najlepszych osób, w czołówce plasujemy się jeszcze z paroma innymi osobami. Jest strona, na której można oddawać głosy na nas przez zalogowanie się przez Facebook lub Google+. Wchodzimy na stronę Go4fame.com i tam możemy znaleźć przesłuchania każdej osoby z Polski, oddać głos, klikając „click to vote” – mówi Ian Rooth.
Wyniki głosowania zostaną opublikowane 25 kwietnia. Wybrana przez publiczność dwudziestka pojedzie do Walencji, gdzie po ośmiu tygodniach kursu zostaną wyłonieni czterej zwycięzcy programu. W nagrodę pojada oni do Los Angeles, gdzie stworzą popowy zespół typu boys band lub girls band. Podpiszą także kontrakt na wydanie płyty i wyruszą w międzynarodową trasę koncertową. Show odbywa się w języku angielskim, każdy z jego uczestników musi posługiwać się tym językiem w sposób umożliwiający swobodne śpiewanie i komunikowanie się. Ian Rooth twierdzi, że nie ma z tym problemu.
– Do drugiego etapu nagrałem teledysk, który jest mashupem dwóch utworów: A Great Big World i Christiny Aquilery „Say something” oraz Johna Legenda „All of me”. Śpiewam w języku angielskim od dziecka tak naprawdę, więc jest to dla mnie chleb powszedni. Oczywiście zdarzają się takie sytuacje, kiedy jest mi trudno, ponieważ nie jest to mój język ojczysty, ale – jak to mówią – praktyka czyni mistrza, wyjeżdżając gdzieś za granicę zazwyczaj potrzebuję takiego tygodnia na przystosowanie się do danej sytuacji – mówi Ian Rooth.
Talent show może także spełnić marzenia fanów Iana Rootha. Każdy, kto weźmie udział w głosowaniu, może bowiem wygrać wyjątkowe nagrody, m.in. bilety dla dwóch osób na koncert grupy „One Direction” w Belgii.
Czytaj także
- 2017-01-25: Ian Rooth przygotowuje spektakl na bazie piosenek disco polo
- 2017-02-07: Ian Rooth: mama chce, bym śpiewał w stylu Michaela Bublé
- 2017-01-31: Ian Rooth rozważa w przyszłym roku udział w Eurowizji. Według niego konkurs jest na coraz wyższym poziomie
- 2015-04-23: Ian Rooth brał prywatne lekcje śpiewu, aby rozpocząć karierę międzynarodową
Kalendarium
Więcej ważnych informacji
Jedynka Newserii

Jedynka Newserii

Nie żyje Jadwiga Jankowska-Cieślak

Jadwiga Jankowska-Cieślak: Zwykle Złota Palma otwiera ścieżkę do kariery, a mi zamknęła. W Polsce trwał wtedy stan wojenny i musiałam szybko wracać do kraju
Żywienie

Sylwia Bomba: Stosuję zasadę żywieniową 80/20. Raz w tygodniu jem z córką kebaba i organizm wybacza mi to
Influencerka przekonuje, że są takie momenty czy okoliczności, kiedy w swoim jadłospisie pozwala sobie na więcej. Jej zdaniem każdy powinien robić sobie taki „oszukany dzień” i spełniać wtedy swoje zachcianki żywieniowe. Oczywiście nie po to, żeby się najeść do syta, ale zaspokoić apetyt chociażby na coś słodkiego. Sylwia Bomba przyznaje, że do jej dietetycznych grzeszków należą: kebab, popcorn i cola.
Problemy społeczne
Duża zmiana w organizacji pracy w firmach. Elastyczność wśród najważniejszych oczekiwań pracowników

Dotychczasowe modele organizacji pracy w firmach nie zawsze odpowiadają na wyzwania przyszłości. Ostatnie lata zmieniły zasady gry na rynku pracy i teraz elastyczność liczy się na nim bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Elastyczny model pracy staje się jednym z bardziej oczekiwanych benefitów, a dla firm jest to sposób na przyciągnięcie talentów. Kolejnym jest wykorzystanie innowacyjnych narzędzi technologicznych. To jednak wymaga zarówno od pracowników, jak i od pracodawców zaangażowania w ciągłe podnoszenie kompetencji.
Gwiazdy
Wiktor Dyduła: W domu rodzinnym zawsze podtrzymywaliśmy tradycję śmigusa-dyngusa. Teraz widzę, że w miastach już zanika ten zwyczaj

Zdaniem wokalisty śmigus-dyngus może dostarczyć sporo radości, ale też być powodem kłótni, chociażby w momencie, kiedy nie wszyscy godzą się na taką zabawę. Nie ukrywa też, że w dzieciństwie najbardziej czekał właśnie na lany poniedziałek i bitwę na wiadra. Zauważa jednak, że z roku na rok ta tradycja powoli zanika, a za oblanie wodą osób, które sobie tego nie życzą, można nawet dostać mandat.